poniedziałek, 25 listopada 2013

Dermedic Hydrain2 - krem nawilżający o przedłużonym działaniu

Kilkukrotnie już planowałam zakup tego kremu, ale jakoś zawsze rezygnowałam. W końcu jednak wpadł w moje ręce za sprawą mojego męża. Dostałam go w prezencie za pierwszy ząbek mojego dziecka. Większość z Was pewnie teraz nic nie rozumie z tego co napisałam :P Otóż jest taki zabobon, że osoba, która pierwsza znajdzie pierwszy ząbek u dziecka dostaje prezent (w wersji, którą znam jest to sukienka, ale nie obstawałam przy tym). Jak dla mnie piękna tradycja, bo przecież prezenty cieszą zawsze i w każdej ilości. Także radość podwójna, bo i ząbek się pojawił i kremik w moje łapki wpadł. A mowa o Dermedic Hydrain 2 - kremie nawilżającym o przedłużonym działaniu.


Całe wydarzenie miało miejsce już 4 miesiące temu, co niezmiennie przypomina jak szybko ucieka czas. Miałam sporo czasu na to, aby przetestować ten produkt. Ostatnimi czasy nawet mój mąż mi go podbiera, bo jego krem się skończył. Bardzo podoba mi się opakowanie tego kremu. Jest proste i bardzo praktyczne - szklany słoiczek z plastikową nakrętką. Wszystko było zamknięte w kartoniku, który uległ uszkodzeniu i nie nadawał się do zdjęć.

Krem ma za zadanie nawilżyć naszą cerę, a z racji tego, iż jest on kremem o przedłużonym działaniu, ma tę cerę nawilżyć na dłużej. Z tego co ja rozumiem, to zwyczajnie ma pozostać nawilżona przez cały dzień, aż do kolejnej aplikacji kremu. Ponadto na opakowaniu jest informacja, iż można go stosować nawet podczas leczenia trądziku różowatego i młodzieńczego. Producent obiecuje utrzymanie wody w głębszych warstwach naskórka, łagodzenie podrażnień, zmniejszenie zaczerwienień i likwidację wolnych rodników.

 

Moja cera lubi się przesuszać. W zasadzie to dopiero się uczę jak ją prawidłowo pielęgnować i jeszcze całkowicie się nie zgrałyśmy. Liczyłam na to, iż ten krem idealnie wpisze się w jej potrzeby, ale niestety tak się nie stało. Rzeczywiście skóra była dobrze nawilżona. Podrażnień ani zaczerwienień nie było (ale też nie mam do nich tendencji). Jednak efektu wow także nie zaobserwowałam. Nie poprawił stanu mojej skóry, ani nie zapewnił jej odpowiedniego nawilżenia na dłużej. Być może powinnam go stosować z dużo większą częstotliwością - używałam go jako kremu na dzień, sporadycznie jako kremu na noc (w tej roli korzystałam z oferty Lirene KLIK).

 

To co mi chyba najbardziej przeszkadzało to konsystencja. Podczas rozprowadzania miałam uczucie, jakby ten krem wcale się z moją skórą nie lubił, bo tak niesympatycznie się po niej mazał.  Kiedy w końcu udaje mi się go całego rozprowadzić to czuję, że go mam na skórze. Wchłania się przez dłuższą chwilkę do matu, ale pozostawia uczucie pokrycia skóry jakby tłustą warstewką. Domyślam się, iż ma to chronić skórę przed utratą wilgoci. Mnie to trochę przeszkadza, ale najczęściej nakładam na twarz podkład, więc już tak mocno tego nie odczuwam.Jestem z niego średnio zadowolona i więcej po niego nie sięgnę. Być może powinnam dać mu kolejną szansę, ale znam siebie i wiem, że jeśli jakiś element pielęgnacji nie sprawia mi przyjemności, to będę unikała tego kroku. A ten krem zdecydowanie nie uprzyjemniał mi porannego rytuału.

 

Polskie dermokosmetyki zyskują coraz większą popularność. Bardzo mnie to cieszy, bo jednak wolę korzystać z produktów wyprodukowanych w naszym kraju. Zwłaszcza jeśli jakościowo także nie odbiegają od zagranicznych.

POJEMNOŚĆ: 50 g
WYPRODUKOWANO: w Polsce
DOSTĘPNOŚĆ: apteki stacjonarne i internetowe
CENA: ok.40 zł (w promocji w SP nawet 10 zł)

niedziela, 24 listopada 2013

Demakijaż z Perfectą - o mleczku micelarnym 3w1

Demakijaż to zawsze moja najmniej ulubiona chwila dnia. Czasem nawet zdarza mi się rezygnować całkowicie z makijażu właśnie ze względu na demakijaż. Po prostu tego nie lubię. Dlatego szukam produktów, które mi ułatwią sprawę. W ten sposób natrafiłam na produkt Perfecty - micelarne mleczko 3w1 do demakijażu twarzy i oczu. Nie lubię mleczek. Próbowałam kilku i się u mnie nie sprawdziły. Zdecydowanie wolę płyny micelarne czy też dwufazówki. Czy połączenie mleczka i płynu micelarnego się sprawdziło? Zapraszam do czytania :)

 

Zwróciłam uwagę na ten produkt ze względu na nietypowe opakowanie. Buteleczka jest nieduża, pękata i zakończona zatrzaskiem. Był to całkowicie zakup w ciemno. Nie czytałam recenzji, ale postanowiłam spróbować. 


Składu analizować nie będę. Niestety produkt zawiera parabeny. Producent deklaruje, iż produkt jest hipoalergiczny. Mnie nie uczulił. Ale nie jestem szczególnie wrażliwa.

W wypadku tego produktu otrzymujemy bardzo dużo obietnic: produkt hipoalergiczny, łączący działanie mleczka, płynu micelarnego, toniku i kremu, ma ekspresowo usuwać makijaż (nawet wodoodporny), nawilżać i do tego być wydajny. Trochę mi się to kojarzy z super-ekstra-mega-bajeranckim balsamem pod prysznic znanej marki, który to w moim wypadku okazał się super-ekstra-mega-badziewiasty. Czy ten produkt się broni?


Konsystencja produktu rzeczywiście przypomina mleczko połączone z płynem micelarnym. W zasadzie to wygląda dokładnie tak jakby ktoś te dwa produkty wymieszał ze sobą. Produkt jest dosyć rzadki i dobrze wsiąka w wacik. Łatwo się nim przeciera twarz. Mam zastrzeżenia do opakowania, bo ciężko się z niego wylewa produkt. Przynajmniej mnie się zawsze rozleje. Przydałby się jakiś dziubek czy coś.


Poza tym samo opakowanie mi się podoba. Jest nieduże i zgrabne. Ładnie wygląda i wygodnie się je trzyma. Zamknięcie też jest solidne. Poza tym rozmiar pozwala go ze sobą wszędzie zabrać.

Co do działania - tu pokładałam największe nadzieje. I powiem, że nie jest źle. Zazwyczaj produkty do wszystkiego okazują się do niczego. Oczekiwałam od tego produktu przede wszystkim szybkiego i bezbolesnego demakijażu. Pozostałe obietnice wsadziłam między bajki. Od nawilżania mam krem. Muszę przyznać, że demakijaż jest całkiem przyjemny. Micelo-mleczko radzi sobie nieźle nawet z kredkami żelowymi. Wodoodpornego makijażu nie wykonuję, więc tu nie mogłam go sprawdzić, ale przy zwykłym poradził sobie nieźle. Może tak zupełnie bez tarcia się nie obyło, ale i tak było nieźle. Eksperyment uważam za udany. Ideał to nie jest, więc szukam dalej.Gdybym miała go ocenić to byłaoby to 4-.


POJEMNOŚĆ: 145 ml
WYPRODUKOWANO: w Polsce
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie stacjonarne i internetowe
CENA: ok.15 zł

środa, 6 listopada 2013

Szał w ciapki czyli kropeczkowe mani

Jakiś czas temu kupowałam lakiery dla koleżanki i oczywiście nie mogłam się sama nie skusić na jakiś. W oko wpadły mi nieznane jeszcze moim pazurkom lakiery Life (produkowane dla SuperPharm). Dzisiaj zaprezentuję Wam kropeczkowy lakier nr 22. Jest to bardzo ciekawy lakier. W czerwono-różowej bazie zatopione są czarno-białe, małe i duże drobinki. Bardzo mi się to spodobało. Do tego stopnia, że już dwukrotnie pod rząd malowałam nim paznokcie. 


Niestety ze względu na drobinki nie jest jakoś bardzo trwały, ale nie jest źle. Trzyma się spokojnie 2-3 dni, jeśli nie zmywamy nałogowo naczyń. Zmywa się jak każdy brokatowiec. Do przeżycia. Maluje się za to całkiem przyjemnie. Choć buteleczka i pędzelek są malutkie. Trzeba oczywiście się trochę namachać, ale nie jest to niewygodne. Dwie warstwy wystarczą, choć do pełnego krycia lepsze by były trzy. 


To co zdecydowanie mi się podoba, to efekt i jego niepowtarzalność. Każdy pazurek wygląda nieco inaczej w zależności od tego jak ułożą się drobinki. Mnie to na prawdę urzekło. Za flakonik o pojemności 5,5 ml płacimy mniej niż 4 zł.

Od razu przeprasza wszystkich wrażliwych za stan moich skórek, ale na chwilę obecną lepiej nie będzie. Walczę z nimi, ale zimno im nie pomaga. Jesień i zima to trudny okres dla moich dłoni.  Mam bardzo suchą skórę, z tendencją do pękania. Testuję kolejne preparaty do odżywiania skórek. Może w końcu się uda. A póki co skupcie się proszę na lakierze :D



 




poniedziałek, 4 listopada 2013

Ulubieńcy października

Zupełnie nie mogę się zabrać za zużycia ostatnich tygodni, więc postanowiłam zaprezentować Wam swoich ulubieńców z ubiegłego miesiąca. 

Ulubieńcy października


1. Sephora cień mono peach beige no. 13. Kupiłam ten cień podczas promocji za całe 7,90zł. Bardzo go lubię. Daje satynowe wykończenie i rozjaśnia spojrzenie. Na codzień używam go na całą powiekę. Ale sprawdza się też świetnie w innych  makijażach.

2. Pierre Rene Eyematic 4 automatyczna kredka do oczu. Ten produkt otrzymałam podczas warsztatów marki Pierre Rene. O ile dwie pozostałe kredki z tej serii są dobre, ale bez szału, tak ta podpasowała mi bardzo. Zwłaszcza kolor. Poza tym bardzo łatwo się nią maluje i rozciera. Idealna do codziennego makijażu.

3. MIYO Big fat lashes Smoky. Tusz do rzęs otrzymałam w ramach poniedziałkowego dyżuru wizażysty. Polubiliśmy się od razu. Gruba silikonowa szczoteczka dobrze rozczesuje rzęsy. Tusz jest idealnie czarny i równo pokrywa rzęsy. Daje efekt pogrubienia. Niestety troszkę się osypuje. Nie ma dużych problemów ze zmywaniem. 

4. Bell skin 2 skin rouge. Chyba pierwszy tak udany zakup kosmetyczny z Biedronki. Mój róż ma kolor 22. Bardzo go lubię i używam codziennie. Daje satynowe wykończenie. Jest lekko przygaszony. Idealnie pasuje do mojej skóry. Poza tym nie ma obawy, że zrobimy sobie nim krzywdę. 

Znacie, któryś z tych produktów? Czy u Was też się sprawdziły?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...