środa, 29 lutego 2012

Ulubieńcy lutego

W tym miesiącu postanowiłam podzielić się z Wami także swoimi ulubieńcami. Uważam, że poza bublami to jedne z lepszych postów. Czytając je u Was zawsze nabieram chęci na zakupy :)


Na mój zachwyt zasłużyły:
1. Bielenda dwufazowy płyn do demakijażu Awokado - recenzja TU.
2. Mr Potters balsam do włosów Imbir - lubię jego zapach. Włosy są po nim miękkie i błyszczące. 
3. Lakier Sensique Oriental Dream (261) RoseWood - pisałam o nim TU. Choć zapoznałam w styczniu, to stał się lutowym ulubieńcem.
4. Catrice cień do powiek Welcome To Miami Peach - bardzo fajny jako dzienny na całą powiekę lub do rozświetlania łuku brwiowego.
5. Kobo cień do powiek GoldenRose - chyba już słynny cień. Pokochałam całym sercem. 

Postaram się o recenzję każdego z tych produktów w najbliższym czasie. Myślę, że są warte uwagi.

Denko lutowe :)

Najwyższy czas na lutowe denko. Trochę się tego nazbierało :) Podoba mi się ten projekt i postaram się go nadal prowadzić. Od jutra przez tydzień nie będę miała internetu, ale postaram się śledzić i blogować z pracy :P

A moje zużycia prezentują się następująco:


Podzieliłam tym razem na trzy części :)

Ciało: 
1. Żel pod prysznic ISANA Vitamin & Joghurt - fajny, zwyczajny żel pod prysznic. Nic nadzwyczajnego. Ładny zapach. Średnio wydajny. Mam teraz drugi o zapachu passiflory.
2. Avon FootWorks peeling do stóp cynamonowo-pomarańczowy  - genialny zapach, dosyć słabo zdziera, ale w sam raz na codzienną pielęgnację. Dostarczył mi dużo przyjemności :)
3. Oliwka w żelu Johnson's Baby - bardzo lubię jej zapach, jednak dla mnie jest za słaba. Ale myślę, że to fajna alternatywa dla zwykłych oliwek. Wygodniejsza w aplikacji i bardzo wydajna.
4. Balneum Baby olejek do kąpieli - dodaję trzy saszetki do każdej kąpieli (nawet tej z płynem) - ciężko mi ocenić jego działanie, ale wydaje mi się, że pomaga. 
5. Vichy NutriExtra balsam - rezencja TU. Opinia na jego temat nie uległa zmianie. Trzeba uważać z nakładaniem.Gdy nałożyłam nieco zbyt dużo zaczął się kulkować - okropieństwo! 
6. Krem do stóp lawendowy YvesRocher - recenzja TU.


Zapachy:
1. CD Dezodorant w atomizerze - Wasserlilie - lilia wodna - bardzo lubię ten psikacz :) 
2. Avon Pur Blanca - chyba mój ulubiony zapach z Avon. I po prostu taki mój zapach. Macie czasem tak, że wąchacie coś i to po prostu jest Wasz zapach? Ja mam tak z Pur Blancą. Choć nie uznałabym go za ulubiony zapach.


Pielęgnacja twarzy (i rąk):
1. Garnier krem do rąk zniszczonych - lubię. Bardzo ładnie pachnie, jest mega wydajny. Pozostawia warstwę ochronną. Trochę mi to przeszkadza, ale to jeden z lepszych kremów do rąk, których używałam.
2. Synactive 30+ Inside rewitalizujący krem ujędrniający na noc - bardzo gęsta konsystencja, ale świetnie się rozprowadzał. Dziwny zapach, ale można się przyzwyczaić. Wygodne opakowanie z pompką. Używałam z mężem choć jesteśmy 30- :P Polubiłam.
3. Ava BioAlga maseczka do twarzy - nie mam pojęcia czy działa, bo tak śmierdziała, że musiałam ją zmyć. A przypomnę, że używam do ciała Lipikar BaumeAP, który fiołkami nie pachnie... 
4. RivaldeLoop płyn do demakijażu - słaby. Jak dla mnie się nie sprawdził. Nie kupię ponownie.
5. Yves Rocher Inositol Vegetal - zużyłam trzy próbki, z których każda wystarczyła na dwa użycia. Miło się go używało, ale co do działania to ciężko powiedzieć. Krzywdy nie zrobił.

Najbardziej mi żal, że się skończyły zapachy. Zabieram się za wykańczanie kolejnych produktów :)

wtorek, 28 lutego 2012

Bielenda dwufazowy płyn do demakijażu Awokado

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moją opinią o płynie do demakijażu z Bielendy. Czytałam bardzo dużo pochlebnych opinii na jego temat na blogach i postanowiłam sama wypróbować. Na pierwszy rzut poszedł ten w wersji Awokado.


POJEMNOŚĆ: 125 ml
WYPRODUKOWANO: w Polsce
DOSTĘPNOŚĆ: drogerie, supermarkety - raczej dobrze dostępny
CENA:  ok. 7-8 zł.

OPIS PRODUCENTA:
Łagodny, niezwykle delikatny, a równocześnie wyjątkowo skuteczny płyn do demakijażu nawet bardzo wrażliwych oczu. Może być stosowany przez osoby noszące szkła kontaktowe. LINK
MOJA OPINIA: 
Produkt zapakowany jest w niewielkie, ale poręczne opakowanie. Bardzo podoba mi się kolorystyka. Jest taka słoneczno-wiosenna. Na odwrocie znajduje się dokładny opis działania i sposób użytkowania.


Płyn zawiera argininę oraz oleje palmowy i kokosowy. W składzie ma także glicerynę, parabeny i silikony. Z drugiej strony to tylko produkt do demakijażu, także długo kontaktu z naszą skórą nie ma. Zazwyczaj przy takich produktach mam obawy związane z warstwami. Czy nie będzie tak, że na końcu zostanie mi tylko jedna, pomimo każdorazowego mieszania? Często tak mam z odżywkami do włosów dwufazowymi.


Po zmieszaniu widać, że roztwór jest dosyć jednolity [gadam jak chemik :P]. Miałam pewne problemy z aplikowaniem go na wacik, bo zamiast wsiąkać to część spływała, także sporo mi tego płynu poszło, mówiąc brzydko, w kanał. Jednakże do samego końca pozostaje dwufazowy i widać, że obie fazy zużywają się równo (mam nadzieję, że widać to na zdjęciach powyżej). Samo użytkowanie jest całkiem przyjemnie. Standardowo: wacik -> buzia -> nowy wacik itp. Płyn pozostawia tłusty film na twarzy, ale nie jest on bardzo przeszkadzający. Zazwyczaj po demakijażu masowałam jeszcze buzię, aby rozpuścić resztki, których nie zebrałam wacikiem.

   
Jeżeli chodzi o właściwości zmywające, to są całkiem niezłe. Bardzo dobrze domywa podkłady i korektory. Cienie także dobrze usuwa. Nieco gorzej mu idzie z tuszem 2000Calorie, ale to trudny przeciwnik, więc mu to wybaczam. Tu Wam chciałam pokazać jak sobie poradził z kreską zrobioną czarnym Kajalem o średniej trwałości. Nie wiem czy widać, że na skórze pozostała świecąca, tłusta warstewka. To chyba nie każdemu może przypaść do gustu. 

Ogólnie jestem z niego zadowolona i chyba kupię ponownie. Teraz będę chciała kupić wersję z bawełną.  I czekam na promocję Biodermy u męża w aptece :P Myślę, że jest to produkt warty uwagi. Cena także nie jest wygórowana, choć wydajność jak dla mnie słaba. Ale mnie przerosła jego aplikacja.

Stosowałyście inne produkty z tej serii? Polecacie?

niedziela, 26 lutego 2012

Lawendowa maska do stóp Avon

Ostatnio ciężko mi się zmobilizować do pisania postów, bo albo mam dużo do poczytania u Was albo po prostu nie mam czasu. Postanowiłam jednak, że się poprawię. Co prawda mam internet tylko do środy :/ Ale postaram się nie robić już tak długich przerw. 

Dziś mam dzień błotny. Umyłam włosy szamponem błotnym Bielenda, na twarz nałożyłam maseczkę błotną Avon - mój mąż to skomentował: O, byłabyś niewidzialna dla Predatora :) Kocham go. Przyszedł czas na recenzję lawendowej maseczki do stóp Avon, którą nazywam błotkiem, bo trochę takowe przypomina.


POJEMNOŚĆ: 75 ml
WYPRODUKOWANO: w Anglii
DOSTĘPNOŚĆ: konsultantki Avon
CENA:  14 zł - w najnowszym katalogu, ale ja kupiłam ją dużo taniej (tyle, że już dawno temu).


OPIS PRODUCENTA:
Lawendowa maseczka do stóp z glinką - zapewnia skórze komfort i świeżość, złuszczając suchy, stwardniały naskórek.

MOJA OPINIA: 
Maseczka znajduje się w dosyć standardowym opakowaniu z nakrętką. Jak dla mnie w porządku. Wygodnie się użytkuje, nie zauważyłam problemów.

 

Na opakowaniu jest napisane, aby nałożyć maseczkę na stopy i łydki. Ja nakładam tylko na stopy. Ogólnie problem polega na tym, iż trzeba dać jej wyschnąć. A jak coś mamy na całych stopach, to nogi powinny być w powietrzu - także to jest dosyć problematyczne. Wysycha dosyć powoli - w zależności od grubości warstwy. Chyba najbardziej irytuje mnie właśnie to czekanie w niezbyt wygodnej pozycji z wiszącymi stopami.

 

Co do składu to jak widać najlepiej nie jest. Znajdziemy tu i SLSy i parabeny. A i ekstrakt z lawendy nie jest jakoś szczególnie wysoko.


 Konsystencja maseczki jest dosyć gęsta, ale nie aż tak jakbym się spodziewała. Takie troszkę błotko.


Sama w sobie jest koloru sino-szarego. Jednakże podczas zasychania zmienia barwę na fioletową. Można to zobaczyć na opakowaniu. Przepraszam, że jest takie upaćkane, ale trudno z tą maseczką utrzymać idealny porządek, a poza tym chciałam Wam pokazać te zmiany barwy. Na opakowaniu widać też kolor turkusowy, ale nie zauważyłam, aby na stopach też taki się pojawiał. Po rozsmarowaniu odczuwa się niewielkie grudki. Ogólnie dobrze się rozprowadza i nigdy nie miałam z tym problemu. Zapach jest także przyjemny, ale nie przypomina mi lawendy.


Producent deklaruje, że ma to być maseczka złuszczająca. Kupując ją chciałam po prostu wypróbować czegoś nowego, ale niezbyt wierzyłam w takie zapewnienia. I muszę przyznać, że byłam zaskoczona. Po jej zastosowaniu stopy są mięciutkie i gładkie. Lepsze niż po peelingu. Nie mam dużego doświadczenia w takich produktach, ale używałam ją na stopy niepeelingowane przez długi czas i mocno wysuszone. Odstrasza mnie jedynie to czekanie w niewygodnej pozycji. Poza tym bardzo ja lubię. O wydajności ciężko mi mówić, bo nie używam jej zbyt często, ale mam ją już dosyć długo.

ZALETY:
+ działanie wygładzające i zmiękczające (dałabym nawet dwa plusy za to)
+ wygodne opakowanie
WADY:
- konieczność czekania do zaschnięcia
- brudzimy wszystko czego dotkną nasze stopy

Próbowałyście? 

PS. Skorzystałam z porad "zdjęciowych" Doroty (Dziękuję!). Jestem ciekawa czy choć trochę lepiej to wygląda.

niedziela, 19 lutego 2012

TAG: 5 kosmetycznych rzeczy których wcale nie chcę mieć :)


Do zabawy zaprosiły mnie anitk4 i BeautyWizaz. Jest to mój pierwszy tag, także bardzo Wam dziewczyny dziękuję!

Zasady:
  • napisz kto Cię otagował i zamieść baner tagu 
  • wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki (akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:
                          -maja tańsze odpowiedniki
                          -są przereklamowane
                          -amatorkom są niepotrzebne
                          -bo to sposób na niepotrzebne wydatki
                          -krótko wyjaśnij swój wybór

 1. BeautyBlender - nie będę jakoś specjalnie oryginalna. Nie rozumiem idei kupowania gąbki do makijażu za ciężkie pieniądze. Pędzle i paluchy mnie w zupełności wystarczają. Nie sądzę abym zauważyła jakąś gigantyczna różnicę.
2. Drogie cienie do powiek np. firmy Mac - po pierwsze dlatego, że mnie na nie nie stać. Po drugie dlatego, że pomimo, iż sporo się maluję, to zużycie jednego cienia zajmuje mi bardzo dużo czasu, zwłaszcza, że szybko zmienia mi się gust. Poza tym skoro jest tyle dobrych cieni i tańszych, to po co? Na pewno część z Was się ze mną nie zgodzi, ale to tylko moja opinia amatorki. Poza tym mam też w kolekcji cienie za 80 zł (mono) i nie widzę, aż tak diametralnej różnicy, która kazałaby mi sięgać po te droższe. 

3. Palety cieni typu 120 w 1 - idąc za ciosem takie cudo też nie jest mi potrzebne, choć mniejsze paletki już z chęcią bym potestowała. Uważam, że są nieporęczne, niewygodne i dla amatora po prostu niepotrzebne.

4. Płyny i żele do higieny intymnej - choć mam swoje ulubione (konwaliowy z Ziaji) to uważam, że nie jest mi to potrzebne. Używałam różnych - tanich, drogich i aptecznych i efekt zawsze był taki sam. Nie uchroniły mnie przed infekcjami. Moja lekarka poleciła mi zwykłe, szare mydło i przyznam, że sprawdza się dużo lepiej niż niektóre płyny. Nie podrażnia, nie uczula, a daje efekt czystości i świeżości. Może to takie nietypowe dla tego Taga, ale po prostu przyszło mi to do głowy :)

5. Drogie kremy i produkty do pięlęgnacji np. Clinique - sądzę, że za dużo mniejsze pieniądze można znaleźć fajne i dobrze działające produkty, więc nie widzę sensu przepłacać. Wystarczają mi te dostępne w drogeriach, bądź aptekach.

Ciekawa jestem co Wy myślicie o tych punktach. A jako następne taguję: Świat Wery, White Pearl i Gray

Udanego tygodnia!

piątek, 17 lutego 2012

Lutowe zakupy

Trochę się tego nazbierało. Do posta skłonił mnie dziś odebrany Avon.


Zawsze chciałam wypróbować maseczki z Planet Spa, ale kupowanie pełnych wersji wydawało się bez sensu. W ostatnim katalogu pojawiły się wersje mini w dosyć korzystnej cenie (12x5ml za 19,90 zł), więc postanowiłam skorzystać. Mamy po cztery sztuki z trzech rodzajów.


Poza tym kupiłam też żel do oczyszczania twarzy z serii Clearskin Pore penetrating. Mam też maseczkę z tej serii, więc uznałam, że może komplet zadziała lepiej. W zestawie była też taka oto myjka. Jest bardzo giętka i mięciutka. Dziś jej debiut. Ciekawe jak się będzie sprawowała.


Sam żel ma konsystencję raczej rzadką. Pachnie tak samo jak maseczka. Świeżo i przyjemnie. Podobno ma mieć jakieś mikrogranulki. W tej ilości nałożonej na dłoni ich nie zauważyłam, ale może na twarzy poczuję. Za komplet zapłaciłam 12,90 zł.


Jestem maniakiem promocji i gazetek. W lutym także wykorzystałam różne promocje. Zakupiłam m.in. rybki z Rivala, maseczkę Perfecty i sól do kąpieli oraz dwa kremiki do stóp (póki co wolę Fuss Balsam, bo ładniej pachnie).



Od dłuższego czasu poszukiwałam szamponu Joanny z ekstraktem z drożdży piwnych i chmielu. I udało się :) Znalazłam jedną, samotną butelczynę na półce w Naturze. Z radości dokupiłam też na próbę maskę odbudowującą i szampon błotny.


Szapon Joanna Z apteczki babuni (300 ml) nie zawiera silikonów. Niestety SLSy już tak. Ale nie ma co przesadzać. Pachnie całkiem przyjemnie, ale zapach niezbyt się kojarzy z piwem ;) Producent obiecuje dokładne i skuteczne oczyszczanie włosów i skóry głowy, puszyste, lśniące i miękkie włosy. Zobaczymy!


Z kolei szampon błotny zaintrygował mnie swoją nazwą. Nigdy nie próbowałam takiego specyfiku, a mam wielką ochotę. Dla bezpieczeństwa przetestuję w jakiś wolny dzień. Niestety zawiera silikony (Dimethicone)  i SLSy. Ale jestem bardzo ciekawa samej formuły i działania, także spróbuję. Maska z kolei silikonów nie zawiera. Skierowana do włosów rozjaśnianych, po trwałej lub farbowanych (czyli moich - jestem naturalną blondynką). Ma ona wzmocnić spoistość komórek włosowych, zwiększyć odporność na promieniowanie UV oraz poprawić wygląd włosów i uczynić je gładszymi. Cudów się nie spodziewam, ale dla przyjemności zadbania o włosy, kupiłam. 

W Naturze wypatrzyłam też kilka drobnostek z kolorówki. A miałam kupić kropelki Essence przyspieszające schnięcie lakieru. Zawsze mnie coś skusi.


Od jakiegoś czasu poszukiwałam jakiegoś pudru rozświetlającego. Wybrałam Essence (01 prettylicious) , bo był niedrogi i miał śliczne gwiazdki wytłoczone (ja z tych, co kupują torebkę, bo na podszewce są motylki). Przyznam, że efekt jest delikatny, ale rozświetlenie jest. Taki w sam raz na codzienny makijaż.


 Oprócz tego znalazłam cienie Sensique z wycofanej kolekcji Paradise Island. Były w cenie 1,99 zł za sztukę (data ważności nie minęła), więc wybrałam kolory, których jeszcze nie mam. Kupiłam nr 226, 233, 231 i 234. Mam nadzieję, że choć trochę to widać, ale mają wytłoczone muszelki. Urzekło mnie to.


Kolory są całkiem fajne. Choć pigmentacja nie powala. Gdyby nie były takie tanie, to na pewno bym ich nie kupiła. Najbardziej podoba mi się kolor 234 i już wykorzystałam go w makijażu. Kolor 233 wogóle nie istnieje. Co zresztą widać na zdjęciu poniżej. Zielony jest też całkiem fajnym kolorkiem na codzień. 


Na koniec zakup, którego dokonałam już jakiś czas temu, ale dziś go odnalazłam. Z dedykacją dla ninentaj. Jutro je dostaniesz :) Nie mogłam się oprzeć, gdy je zobaczyłam - od razu pomyślałam o Tobie. Bo nawet takie stare baby jak my mają w sobie małe dzieci. 


Trochę się rozpisałam dziś. Używałyście któregoś z tych produktów? Polecacie czy odradzacie? A może znacie lepsze?


wtorek, 14 lutego 2012

Walentynkowo

Choć to "święto" uważam za tanie i komercyjne, to jednak każda okazja do obdarowania się nawzajem i spędzenia razem czasu jest ważna. 

Nasze pierwsze wspólne walentynki były magiczne, choć wcześniej wybuchła z tego powodu niezła kłótnia. Mój, wtedy jeszcze chłopak nie uznawał tego święta, a ja po prostu po raz pierwszy byłam zakochana i chciałam to jakoś uczcić. W końcu doszliśmy do porozumienia. Udekorowałam pokój balonikami w serduszka, przygotowałam film ("Top Gun", a co tam). Przyjechał i wręczył mi prezent (nie pamiętam co), a wraz z nim kartkę. Gdy ją otworzyłam, ze środka wysypało się 21 serduszek. A na kartce było napisane: To jest 21 walentynek, na każdy rok, kiedy nie dostałaś, a powinnaś była dostać" (miałam wtedy 22 lata). Każde serduszko miało z jednej strony nalepione gwiazdeczki, a z drugiej strony napisane koślawo Kocham Cię. Oczywiście się rozbeczałam, a jedno serduszko noszę do dziś w portfelu. I nadal widzę, jak swoimi wielkimi, męskimi łapkami wycina serduszka i nalepia gwiazdeczki. I jak tu nie kochać?

Zawsze sądziłam, że już tego nigdy nie pobije. I dziś raczej nie spodziewałam się niczego szczególnego, zwłaszcza, że miałam być niezbyt sprawna, po usuwaniu ósemki (w ostatniej chwili zdezerterowałam). Ale czekała na mnie niespodzianka.


Wchodząc do domu zauważyłam, że jest zupełnie ciemno. Nawet się wystraszyłam, że ktoś się włamał! Ale potem zobaczyłam, że salon i sypialnia są udekorowane świeczkami, a zza rogu wyszedł mój mąż, ubrany w białą koszulę i garnitur z piękną, czerwoną różą. Przyznam, że zaparło mi dech, a serce zaczęło szybciej bić. 


Gdy weszłam, aby obejrzeć dekoracje na mojej szyi spoczął przepiękny wisiorek. Oczywiście mąż nie byłby sobą, gdyby nie dał mi też czegoś praktycznego - bezprzewodowa myszka komputerowa :) Urocze.


Poczułam się jak w filmie :) Jeżeli ktoś Wam mówi, że ślub zabija romantyzm - nie wierzcie! :)
A jak Wam minął ten wieczór?

niedziela, 12 lutego 2012

Pierwszy konkursowy make-up :)


Postanowiłam zrobić swój pierwszy konkursowy makijaż. Przyznam, że jest to dla mnie duża mobilizacja, bo zazwyczaj kończę na tym, że robię zdjęcia i stwierdzam, że nie nadają się do publikacji. Ale tym razem postanowiłam opublikować wyniki mojej pracy. Ostrzegam, że jestem osobą początkującą. Przyjmę wszelkie rady i uwagi (byle nie złośliwe ;)). 

Makijaż został przygotowany na konkurs u Make up Passion. Do wygrania bardzo ciekawe zestawy. Dodatkowo dla osób, które nie przedstawią makijażu jest też rozdanie. 

A oto co wyczarowałam:

Zdjęcia całej twarzy wykonałam w trzech wersjach: oczy otwarte i zamknięte z flashem i w słabszym świetle (bo takie zazwyczaj jest w romantycznych kawiarenkach :)).
 

I zbliżenie oczu. Niestety mam problem z cieniami pod oczami, których nawet korektor z Diora nie jest w stanie całkowicie pokryć. Taka uroda. Dlatego właśnie zdecydowałam się na jasny, rozświetlający makijaż.   

Usta są dosyć "rozmyte", ale takie wydają mi się odpowiednie do tego makijażu. Do ich wykonania użyłam czerwonej szminki (nakładanej palcem w małej ilości), na której roztarłam jasny błyszczyk.

 
Do wykonania tego makijażu wykorzystałam:
Twarz: 
1. Fluid kryjąco-korygujący Bell 02 Natural
2. Diorskin Nude korektor 002 beige
3. Puder transparentny My Secret
4. Róż do policzków Wibo Coral fiesta

Oczy:
5. Cień do powiek Catrice 110 Gilbert's Grapefruit
6. Cień do powiek My Secret Double effect 407
7. Cień do powiek w pisaku Hean 6
8. Konturówkę czarną Naomi 02
9. Eyeliner w kredce Inglot beżowy 44
10. Tusz do rzęs Mac Factor 2000Calorie

Usta:
11. Szminka Sephora Rouge R05
12. Błyszczyk Nivea VolumeShine 4 Rosy

Podoba się? :) 
W banerze umieściłam kolczyki, które kupiłam z myślą o walentynkach - takie małe, włochate roziskrzone serduszka.

sobota, 11 lutego 2012

Alpejsko

Po długich godzinach spędzonych w pociągach i licznych przygodach z tym związanych szczęśliwie dotarłam do domu. Oczywiście tradycyjnie musiałam mieć przygody w trakcie podróży, bo po prostu inaczej nie potrafię. Tym razem m.in. w pociągu relacji Villach (Austria) - Warszawa Wschodnia, po 12 godzinach jazdy, na stacji Warszawa Zachodnia zepsuła się lokomotywa. I musiałam się przesiąść na inny pociąg, aby dojechać do Centralnego. Dodam, że pociąg był marki PKP. 

Ale wszelkie trudy podróży wynagrodziły mi widoki alpejskich krajobrazów. Prezentuję Wam tylko mały wycinek z tego, co tam oglądałam. Niestety zdjęcia zrobione komórką nie oddają pełni piękna tego miejsca.
Większość uczestników konferencji w przerwach korzystała z możliwości zjeżdżania na nartach, ja jednak z tej przyjemności nie skorzystałam, ponieważ zabrakło mi przygotowania. Gdyby ktoś się jednak zdecydował na wyjazd na narty - POLECAM!!!

W tle widok z okna mojego pokoiku :) Po lewej "centrum" miejscowości.

Drugiego dnia zaczął padać taki śnieg, że gdy rano wyszłam przed dom, okazało się, że mam go po łydki (w miejscach odśnieżanych). Gdyby taka sytuacja utrzymała się dłużej, miałabym nogi jak nasza Justyna Kowalczyk ;) Na szczęście szybko wszystko zostało odśnieżone. 

Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie przywiozła sobie małych kosmetycznych przyjemności. 

Będąc w Złotych Tarasach nacieszyłam oko w MACu, ale ceny mnie jednak odstraszyły. Udało mi się za to w Douglasie zakupić lakier Essence z serii Circus-Circus (dostałam też próbkę Lancome Visionnaire). Z racji, że w Trójmieście nie ma sklepu Stenders zaszalałam i tam. Kupiłam dwie kule - poziomkową (!) i czekoladową. Pachną obłędnie. Phenome także skusiło mnie nowością i promocją. Zakupiłam kremik do rąk rozgrzewający (wkrótce więcej) w promocji -50%. 
Po przyjeździe do Austrii okazało się, że nie tylko jest to niezwykle mała miejscowość, a wręcz wieś (coś jak w "lekarzu z alpejskiej wioski"), ale po prostu nie ma tam nawet Rossmanna. Ale udało mi się wypatrzyć coś dla siebie. Ceny niestety dużo wyższe niż w Niemczech. Odnalazłam z limitki Essence Vampire's Love róż do policzków w żelu (01 Bloody Mary) oraz Volumizing Powder do rzęs. Były przecenione, więc postanowiłam spróbować. Poza tym kupiłam dwie kredki do oczu i cień do powiek. Z kosmetyków wybrałam kofeinowy tonik do włosów Alverde. Firma ta produkuje kosmetyki naturalne, bez silikonów - czyli coś jak Alterra.

Cień do powiek był w promocji (0,50 Euro). Pudełko dosyć tandetne, ale może być. Sam cień w konsystencji satynowy, wręcz kremowy. Nakłada się wygodnie i nie osypuje się. Ma niewielkie drobinki. Kolor dosyć nietypowy, brudny róż.


Odnalazłam też w torebce jeszcze jeden zakup - błyszczyk w kredce. Kolor trochę jakby miedziany (nie ma nazwy). Zawiera drobinki brokatowe, ale nie są zbyt duże.Bardzo łatwo się nim operuje. Jest miękki, ale łatwo nim wykonturować usta. Daje efekt zbliżony do szminki.


 Czy Wy też zwozicie różne "pamiątki" z podróży?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...