sobota, 11 lutego 2012

Alpejsko

Po długich godzinach spędzonych w pociągach i licznych przygodach z tym związanych szczęśliwie dotarłam do domu. Oczywiście tradycyjnie musiałam mieć przygody w trakcie podróży, bo po prostu inaczej nie potrafię. Tym razem m.in. w pociągu relacji Villach (Austria) - Warszawa Wschodnia, po 12 godzinach jazdy, na stacji Warszawa Zachodnia zepsuła się lokomotywa. I musiałam się przesiąść na inny pociąg, aby dojechać do Centralnego. Dodam, że pociąg był marki PKP. 

Ale wszelkie trudy podróży wynagrodziły mi widoki alpejskich krajobrazów. Prezentuję Wam tylko mały wycinek z tego, co tam oglądałam. Niestety zdjęcia zrobione komórką nie oddają pełni piękna tego miejsca.
Większość uczestników konferencji w przerwach korzystała z możliwości zjeżdżania na nartach, ja jednak z tej przyjemności nie skorzystałam, ponieważ zabrakło mi przygotowania. Gdyby ktoś się jednak zdecydował na wyjazd na narty - POLECAM!!!

W tle widok z okna mojego pokoiku :) Po lewej "centrum" miejscowości.

Drugiego dnia zaczął padać taki śnieg, że gdy rano wyszłam przed dom, okazało się, że mam go po łydki (w miejscach odśnieżanych). Gdyby taka sytuacja utrzymała się dłużej, miałabym nogi jak nasza Justyna Kowalczyk ;) Na szczęście szybko wszystko zostało odśnieżone. 

Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie przywiozła sobie małych kosmetycznych przyjemności. 

Będąc w Złotych Tarasach nacieszyłam oko w MACu, ale ceny mnie jednak odstraszyły. Udało mi się za to w Douglasie zakupić lakier Essence z serii Circus-Circus (dostałam też próbkę Lancome Visionnaire). Z racji, że w Trójmieście nie ma sklepu Stenders zaszalałam i tam. Kupiłam dwie kule - poziomkową (!) i czekoladową. Pachną obłędnie. Phenome także skusiło mnie nowością i promocją. Zakupiłam kremik do rąk rozgrzewający (wkrótce więcej) w promocji -50%. 
Po przyjeździe do Austrii okazało się, że nie tylko jest to niezwykle mała miejscowość, a wręcz wieś (coś jak w "lekarzu z alpejskiej wioski"), ale po prostu nie ma tam nawet Rossmanna. Ale udało mi się wypatrzyć coś dla siebie. Ceny niestety dużo wyższe niż w Niemczech. Odnalazłam z limitki Essence Vampire's Love róż do policzków w żelu (01 Bloody Mary) oraz Volumizing Powder do rzęs. Były przecenione, więc postanowiłam spróbować. Poza tym kupiłam dwie kredki do oczu i cień do powiek. Z kosmetyków wybrałam kofeinowy tonik do włosów Alverde. Firma ta produkuje kosmetyki naturalne, bez silikonów - czyli coś jak Alterra.

Cień do powiek był w promocji (0,50 Euro). Pudełko dosyć tandetne, ale może być. Sam cień w konsystencji satynowy, wręcz kremowy. Nakłada się wygodnie i nie osypuje się. Ma niewielkie drobinki. Kolor dosyć nietypowy, brudny róż.


Odnalazłam też w torebce jeszcze jeden zakup - błyszczyk w kredce. Kolor trochę jakby miedziany (nie ma nazwy). Zawiera drobinki brokatowe, ale nie są zbyt duże.Bardzo łatwo się nim operuje. Jest miękki, ale łatwo nim wykonturować usta. Daje efekt zbliżony do szminki.


 Czy Wy też zwozicie różne "pamiątki" z podróży?



2 komentarze:

  1. przyjemnego testowania :) przepiękne widoki

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne widoki! Takie pamiątki z podróżny są świetne i przy tym jakie praktyczne:)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, zostaw komentarz. Bardzo lubię je czytać :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...